
Państwowe spółki (PGE, Tauron, Enea i Energa) są skłonne zawnioskować o podwyżki rzędu 20-30 proc., czyli mniej niż wcześniej zapowiadano. Dla Polaków oznaczałoby to rachunki wyższe o kilkanaście złotych miesięcznie
Wzrost cen prądu o 20-30 proc. – to poziom, który może pojawić się we wnioskach spółek energetycznych, przedkładanych prezesowi Urzędu Regulacji Energetyki – wynika z informacji Business Insider Polska.
Taryfy na sprzedaż prądu dla gospodarstw domowych (taryfa G11) przedstawiają prezesowi URE do zatwierdzenia cztery kontrolowane przez państwo spółki: Polska Grupa Energetyczna, Tauron, Enea i Energa (z Grupy Orlen).
W połowie września prezes Enei przyznał, że zmuszony jest podwyższyć taryfy na sprzedaż energii o 40 proc. Po tej wypowiedzi w branży rozpętała się prawdziwa burza. I chociaż w nieoficjalnych rozmowach szefowie spółkę energetycznych przyznawali, że ceny na Towarowej Giełdzie Energii w Warszawie zmuszają je do podwyżek, to presja społeczna i polityczna sprawiła, że mogą one wnioskować o wzrost taryf niższy nawet o połowę.
Na razie wszystkie spółki przyznają w rozmowach z BusinessInsider Polska, że analizy wniosków taryfowych wciąż trwają i ostateczne decyzje w tej sprawie jeszcze nie zapadły.