Kolejne rozmowy ministerstwa z Ukrainą i protestującymi rolnikami. Wiceprezes PUIG: W dyskusji o granicy i Ukrainie przeważają emocje, a nikt nie patrzy na twarde dane

Kombajn rolniczy na polu
Kombajn rolniczy na polu
Fot. Pexels

Eksport produktów z Ukrainy z roku na rok spada, co jest wynikiem zarówno zniszczenia zakładów produkcyjnych, jak i tras komunikacyjnych. W relacjach z Polską spadek jest wynikiem wprowadzenia embarga na ukraińskie produkty w kwietniu 2023 roku.

– Pamiętajmy jednak, że w ubiegłym roku z Ukrainy sprowadziliśmy towary za około 4,5 mld euro, natomiast wysłaliśmy towarów za około 11 mld euro – podkreśla Dariusz Szymczycha z Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej i dodaje: – Mam wrażenie, że w tej całej dyskusji wokół granicy i Ukrainy brakuje podstawowych informacji i twardych danych, wszyscy operują emocjami.

– Eksport od pierwszego roku wojny jest podstawą finansowania znacznej części budżetu Ukrainy. Niestety z roku na rok ten eksport spada, co jest efektem zniszczenia zakładów produkcyjnych i tras komunikacyjnych. Do momentu wybuchu wojny ok. 60 proc. ukraińskiego eksportu przechodziło przez Morze Czarne – dzisiaj to morze jest zaminowane, Rosja wycofała się z porozumienia o tzw. korytarzu zbożowym, więc te potoki towarów muszą iść drogą lądową, także przez Polskę – mówi agencji Newseria Biznes Dariusz Szymczycha, pierwszy wiceprezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej.

W pierwszym roku wojny doszło do załamania w wymianie handlowej Ukrainy – ukraiński eksport skurczył się o 35,1 proc., a import o 24,2 proc., co było m.in. efektem czynników związanych stricte z wojną (utrata części terytorium, zniszczenia w przemyśle), jak i faktu, że przed jej wybuchem Rosja i Białoruś były dla Ukrainy ważnymi partnerami gospodarczymi, szczególnie pod względem sprowadzania paliw. Po 24 lutego 2022 roku te relacje handlowe ustały. Jednak głównym powodem gwałtownego spadku wartości ukraińskiej wymiany handlowej była blokada portów na Morzu Czarnym. Ponieważ utraciły one status głównej bramy eksportowej, na znaczeniu zyskały kolej i transport kołowy, którymi przez granice zachodnich sąsiadów Ukraina wysyła i sprowadza w tej chwili większość towarów.

– Radzi sobie z tym coraz gorzej, z roku na rok wartość eksportu Ukrainy spada – mówi ekspert. – W ubiegłym roku wartość ukraińskiego eksportu wynosiła 36 mld dol., z czego 24 mld dol. stanowił eksport produktów rolno-spożywczych. To pokazuje, że aż ok. 60 proc. wartości eksportu to są towary rolne, bardzo ważne dla utrzymania zdolności obronnej państwa ukraińskiego.

Blokada polsko-ukraińskiej granicy

Jak zauważa w analizie Ośrodek Studiów Wschodnich, w 2023 roku Ukraina sprzedała za granicę towary o wartości 36,2 mld dol., o 18,1 proc. (8 mld dol.) mniej niż w poprzednim roku. Spadek wynikał głównie z niższych cen na światowych rynkach – przede wszystkim zbóż – a nie z mniejszej objętości zbytu, ponieważ wolumen sprzedaży nieznacznie wzrósł (o 0,6 proc. – z 99,8 mln do 100,3 mln t).

Głównym kierunkiem ukraińskiej sprzedaży zagranicznej pozostaje Unia Europejska, na którą przypadło 65,6 eksportu. Za nią znalazły się państwa Bliskiego Wschodu (13,8 proc.) i Azji Południowo-Wschodniej (10,5 proc.). Co istotne, w 2023 roku Polska utrzymała pozycję najważniejszego odbiorcy ukraińskich towarów na świecie, nawet pomimo spadku importu o 28,6 proc. (z 6,7 mld dol. w 2022 roku do 4,8 mld w ubiegłym), którego główną przyczyną było wprowadzenie w kwietniu ub.r. zakazu sprzedaży niektórych gatunków zbóż i roślin oleistych. Od tego czasu wartość żywności importowanej z Ukrainy oscyluje na umiarkowanym poziomie, nieodbiegającym diametralnie od poziomów notowanych bezpośrednio przed wybuchem wojny. Większość produktów przekraczających polską granicę jest w tranzycie i ma trafić na zagraniczne rynki. Do zmniejszenia ukraińskiej sprzedaży do Polski przyczynił się też protest polskich przewoźników na granicy, rozpoczęty w listopadzie. W ostatnich tygodniach przepływ towarów spowalnia, a nawet uniemożliwia protest rolników.

– Polscy rolnicy – i nie tylko polscy – od kilku tygodni podejmują akcje protestacyjne przeciwko unijnej polityce Zielonego Ładu i różnym wewnętrznym problemom, jak np. brak dopłat do cen paliw, a na dodatek doszywają do tego kwestie Ukrainy. Jednak nie można tłumaczyć problemów polskich i europejskich rolników tym, że Ukraina ma dobre ziemie i produkuje artykuły rolne, ponieważ to nie Ukraina wpływa na globalne ceny produktów spożywczych, np. ceny zbóż. Te ceny są określane na giełdach światowych – mówi wiceprezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej. – Najprostszy przykład: w kwietniu ubiegłego roku wprowadziliśmy zakaz eksportu zboża z Ukrainy do Polski, a od tego czasu na giełdach światowych ceny zboża spadły o 30 proc. To pokazuje, że problemem nie jest zboże z Ukrainy, tylko malejący na całym świecie popyt i dumpingowa polityka Rosji, ponieważ to ona w tej chwili jest największym światowym eksporterem pszenicy.

Jak ocenia, obecna sytuacja – związana z protestami rolników i blokadą polsko-ukraińskiej granicy – opiera się w tej chwili w dużej mierze na emocjach, za to brakuje w niej rzetelnych, twardych danych i podstawowych faktów.

– Wartość eksportu Ukrainy do UE jest dwa razy mniejsza niż wartość eksportu rolno-spożywczego z Polski. Mówimy o tym, że ukraińskie towary są konkurencyjne cenowo – i zapewne są, ale z drugiej strony ukraiński rolnik nie otrzymuje dopłat bezpośrednich i innych środków pomocowych Unii Europejskiej. Tak więc nie stawiajmy siebie w sytuacji pokrzywdzonych i nie wińmy Ukraińców za to, czego oni nie stworzyli, bo przecież Zielony Ład i pewne zmiany w metodach uprawy to jest decyzja Unii Europejskiej, a nie Ukrainy, przecież napaść Rosji na Ukrainę nie była jej decyzją, tylko działaniem Federacji Rosyjskiej – mówi Dariusz Szymczycha. – Fenomenem jest już to, że Polska w ubiegłym roku zakazała eksportu zboża z Ukrainy, chroniąc swój wewnętrzny rynek, natomiast od strony formalnej ciągle nie ma zakazu eksportu zboża z Rosji. To wynika z faktu, że w ramach porozumień WTO żywność nie powinna być objęta embargiem. To jest pewien paradoks – formalnie możemy eksportować zboże z Rosji, ale z Ukrainy już nie możemy. Pytanie, czy to jest uczciwe, sprawiedliwe i rozsądne.

Wiceprezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej ocenia też, że na zmniejszonej wymianie handlowej cierpią także polskie przedsiębiorstwa. W ubiegłym roku nadwyżka w handlu między dwoma krajami wyniosła ok. 7 mld euro na korzyść Polski – import z Ukrainy wyniósł ok. 4,5 mld euro, a nasz eksport do tego kraju – ok. 11 mld. Jak pisał na łamach Money.pl Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego, nawet gdyby wyeliminować eksport amunicji i paliw, nadwyżka przekraczałaby 3,5 mld euro. Już pierwsze dwa miesiące protestów pokazały, że polski eksport do tego kraju – po wyłączeniu paliw, amunicji i broni – był miesięcznie o około 80 mln euro (ok. 10 proc.) niższy od dotychczasowego trendu. Jeśli tak jak w ostatnich miesiącach Ukraina będzie nadal zwiększała eksport drogą morską i inwestowała w rozwój transportu rzecznego przez Rumunię, w rezultacie spadnie eksport przez teren Polski.

Rząd i KE reagują za późno

Zdaniem eksperta zarówno polski rząd, jak i Komisja Europejska przespały moment na rozwiązanie tego kryzysu.

– O możliwych problemach związanych z większym niż w poprzednich latach napływem towarów rolno-spożywczych na rynki europejskie mówiono już jesienią 2022 roku. Niestety poprzedni rząd to przespał, a Komisja Europejska podjęła najprostsze rozwiązanie: otwieramy rynek. Tak się nie rozwiązuje istotnych problemów społecznych. Oczywiście trzeba zrozumieć zdenerwowanie polskich rolników, którym biznes się nie spina i poszukali najprostszego wyjaśnienia w tym zwiększonym napływie towarów, który w istocie nie ma większego przełożenia na sytuację rynkową. Cieszę się, że obecny rząd, minister Siekierski rozmawia z rolnikami i partnerami z Ukrainy. Być może zakończy się to swego rodzaju licencjami, czyli ustaleniem pewnej kwoty eksportowej konkretnych produktów, które będą dostarczane do Polski, do konkretnych odbiorców, po uprzednim sprawdzeniu ich jakości pod względem fitosanitarnym. Takie rozwiązanie byłoby chyba satysfakcjonujące zarówno dla polskich, jak i ukraińskich rolników. Nie zapominajmy, że bez pieniędzy z eksportu rolno-spożywczego zdolności obronne Ukrainy – a więc także pewność naszego bezpieczeństwa w Polsce – będą zdecydowanie mniejsze – podkreśla Dariusz Szymczycha.

W ubiegłym tygodniu minister rolnictwa i rozwoju wsi Czesław Siekierski spotkał się z przedstawicielami protestujących rolników na polsko-ukraińskiej granicy i zapowiedział, że w najbliższy czwartek mają ruszyć negocjacje dotyczące porozumienia, które będzie koordynować wiceszef resortu Michał Kołodziejczak. W środę z kolei kolejna tura spotkań ze stroną ukraińską.

– Nie ma wątpliwości, że trzeba pomagać Ukrainie. Ale otwarcie na import produktów rolnych do Unii nie może mieć takiej formy jak obecnie. Rolnicy polscy i z innych krajów unijnych nie wytrzymają konkurencji. Potrzebujemy tu i teraz większej ochrony rynku UE, a także odpowiednich mechanizmów długofalowych – stwierdził Czesław Siekierski podczas posiedzenia unijnej Rady ds. Rolnictwa i Rybołówstwa.

W trakcie spotkania minister zgłosił konieczność jak najszybszego zrekompensowania rolnikom kosztów, które ponieśli w związku z wdrażaniem Zielonego Ładu oraz nadmiernym napływem produktów rolnych spoza Unii Europejskiej, w tym z Ukrainy. Wsparcie rolników z tych tytułów powinno pochodzić zarówno z budżetu Unii Europejskiej, jak i z budżetów krajowych. Zapowiedział złożenie wniosku do Komisji Europejskiej o wypłacenie rolnikom rekompensat, a także wniosku o wsparcie z unijnego budżetu eksportu zboża z zapasów Unii Europejskiej, w tym z Polski.

Źródło: Newseria

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *